|
Warsztaty Liturgiczno-Muzyczne "Veni Creator Spiritus" Witamy wszystkich bardzo serdecznie i zapraszamy do przeżywania warsztatów 365 dni w roku :) Veni Sancte Spiritus!
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aleksandra E.D. Jaromin
Chorąży o Złotych Strunach (głosowych)
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stolica, jak dwie strony księżyca
|
Wysłany: Śro 9:44, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
ooo widzę, że doceniono moje struny głosowe
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
panasoniki
Moderator
Dołączył: 03 Cze 2007
Posty: 1587
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lidzbark Warm.
|
Wysłany: Śro 10:55, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
I tu właśnie mamy dowód na to, że słowo pisane jest o wiele bardziej uboższe od słowa mówionego, od zwykłej rozmowy, kiedy to można wtrącić kilka wątków na raz, dopytać o sprawy nas interesujące...
Ale to nic, postaram Ci się Olu wytłumaczyć mój ówczesny punkt widzenia.
Oczywiście od razu przyznaję Ci rację, że wiedząc, kim Andrzej chce być w przyszłości- powinnam go sobie od razu wymazać z pamięci- I JA TAK WÓWCZAS ZROBIŁAM!!!
To leśno- bełchatowskie spotkanie (choć bardzo sympatyczne)- było jedynym i w mojej świadomości OSTATNIM spotkaniem!
Nie robiłam sobie żadnych złudnych nadziei, ponieważ wiedziałam, że NIE WOLNO MI ICH ROBIĆ, bo tylko zaszkodzę sobie, ale przede wszystkim jemu i jego powołaniu do chęci poświęcenia życia Panu Bogu.
Nawet jadąc do Słodyczek- nie miałam zielonego pojęcia, że Andrzej też tam będzie.
A to, że byłam pod jego wielkim wrażeniem i tak sobie pomyślałam, że ktoś taki byłby super mężem... to były tylko moje przemyślenia, które schowałam bardzo głęboko, na dnie serca...
Nie jesteśmy Olu robotami, zaprogramowanymi na określone działania, ale mamy czysto ludzkie uczucia i emocje, nad którymi niestety nie mamy władzy 100%...
Ja jednak wtedy taką władzę miałam, bo do końca nie zdradziłam się z tym, że po prostu polubiłam tego człowieka.
Dopiero pobyt w Słodyczkach pokazał mi, że nie jestem mu obojętna... Ja to po prostu czułam... choć dalej (walcząc sama z sobą) unikałam kontaktów z nim... A było to dla mnie wprost nie do zniesienia...
Jednak te nasze "przypadkowe" bycie razem (a to na szlaku, a to przy obieraniu ziemniaków na obiad, a to przy sprzątaniu chaty) stawało się coraz częstsze...
Gadaliśmy, gadaliśmy, gadaliśmy... i okrywaliśmy, jak wiele mamy wspólnego ze sobą- zainteresowania, pogląd na życie, te same rzeczy nas bawiły...
Żadne z nas nigdy nie wspomniało o swoim uczuciu do II osoby, o planach na przyszłość, bo wiedzieliśmy, że nie możemy być razem.
Gdy już byliśmy oficjalnie razem (Andrzej odszedł z seminarium), ludzie często żartowali w naszej obecności, mówiąc:
"O, to ta, która wyciągnęła chłopaka z seminarium!"
Nie mieliśmy im tego za złe, bo taki jest właśnie zazwyczaj ludzki stereotyp myślenia, ale Andrzej starał się zawsze im wytłumaczyć, że to on podjął tę decyzję i to wcale nie pod moim wpływem i gdyby nie chciał, nikt by go z seminarium "nie wyciągnął".
I tu właśnie dochodzimy do wyrzutów sumienia...
Nie Olu, żadne z nas nie miało ani grama wyrzutów, ponieważ my nigdy nie patrzyliśmy na Pana Boga, jako na srogiego sędziego, który tylko czeka na nasze potknięcia, żeby nas ukarać.
Ufaliśmy od początku (być może to było zbyt śmiałe i nieracjonalne), że to właśnie On nas spotkał ze sobą wtedy w drodze do Częstochowy, i że to On układa całe nasze życie- klocek po klocku, tylko trzeba dać Mu działać...
Obawialiśmy się raczej reakcji LUDZI, którzy na I-szym roku seminarium widzieli w Andrzeju przyszłego biskupa!
Zapomniałam wczoraj napisać, że jak Andrzej "omadlał" swoją decyzję na prośbę rektora- poprosił Pana Boga o Słowo, o jakąś wskazówkę.
Dostał ją bardzo wyraźną, ale o niej napisze już Andrzej wieczorkiem, bo nie chciałabym nic pokręcić.
Zresztą dobrze będzie, jak on sam przedstawi "swoją wersję wydarzeń", no bo w końcu jest jedną ze stron w tym "procesie"!
Kończąc już, tak mi przyszło na myśl, że "wyciągając" go z seminarium- nie "wyciągnęłam" go z Kościoła, nie oddaliłam go od Pana Boga.
Wręcz przeciwnie!
Zawsze byliśmy blisko Kościoła, a po śmierci Jana Pawła II włączyliśmy się bardzo aktywnie w śpiew i dbałość o jego jakość w czasie Mszy Św. Pomogły nam w tym warsztaty w Gietrzwałdzie, w które "wsiąkliśmy" jak gąbki! One sprawiają, że nasz 9 osobowy zespół wraca zawsze ubogacony i służy swoim śpiewem podczas Mszy Świętych.
Od śmierci JPII (każdego 16-tego i 2-go dnia miesiąca) prowadzimy krótkie czuwania modlitewne w intencji beatyfikacji Jana Pawła II.
Jesteśmy na każde zawołanie naszego proboszcza, gdy chodzi o pomoc, albo naszego organisty, gdy chodzi o śpiewne wsparcie jego chóru, złożonego ze starszych ludzi.
Nie pisałam tego, żeby się jakoś wytłumaczyć, albo zareklamować, ale po to, by Ci Olu pokazać, że te nasze życiowe wybory nie były takie proste i oczywiste.
W swoim życiu zawsze kierowaliśmy się sercem- nie kalkulacjami.
Być może popełniliśmy wiele błędów, za które kiedyś odpowiemy przed Najwyższym, ale jedno wiemy na pewno- jesteśmy szczęśliwi, a nasze serca wypełnia pokój.
A co z tego kiedyś będzie- to się okaże...
Dobra, spadam dobudzać Adasia!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aleksandra E.D. Jaromin
Chorąży o Złotych Strunach (głosowych)
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stolica, jak dwie strony księżyca
|
Wysłany: Śro 11:22, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
nie no, ja się zgadzam ze wszystkim o czym piszesz!!!! i widać w waszej historii nie tylko działanie wasze ale również Boga i nie mam żadnych wątpliwości, że tak miało być, a potwierdza to Wasz pokój, radość i szczęście, którym dzielicie się z innymi i którym emanujecie o każdej porze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aleksandra E.D. Jaromin
Chorąży o Złotych Strunach (głosowych)
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stolica, jak dwie strony księżyca
|
Wysłany: Śro 11:37, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
a podziwiam za "odwagę", bo znam taką historię, w której dwoje ludzi, którzy zresztą też się znali z pielgrzymek, bardzo sobie przypadli do gustu, razem prowadzili śpiew w grupie: on-gitara, ona-wokal
i zanim oni zaczęli myśleć, że może coś na poważnie by wyszło, to całe towarzystwo dookoła już od dawna snuło plany o nich
a że on był iście wielkim człowiekiem (wiara, kultura, poczucie humoru, zmysł wodzowski, wrażliwość i inne w jednym pakiecie) to jezuici od dawna (a szczególnie jeden) bardzo pragnęli, aby chłopak się zabrał z nimi do zakonu, do tego rodzony ojciec onego, bardzo pobożny, można by rzec że nazbyt, marzył głośno, że chciałby aby jeden z jego synów był duchownym, przy czym dwaj już byli żonaci, a ten trzeci syn taki nieokreślony, był jedynym, który mógłby spełnić to marzenie ukochanego ojca.
no i
tak żył biedak nie wiedząc, czego chce od życia,
a ona wiedziała o tym i trzymała się z boku, bo nie chciała właśnie przeszkadzać, chociaż całym serduchem pragnęła żyć razem z nim.
nie ma co opisywać szczegółów
tyle, że to, co dobre nie zdążyło się rozwinąć, bo presja życia duchownego była tak wielka i dwa serca chyba zbyt małe...
a wy udźwignęliście wszystko
i za to podziwiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
s.Elżbieta
Porucznik Chóralny
Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 294
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Pieszyce
|
Wysłany: Śro 20:02, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam PANASONIKOWĄ HISTORIĘ. Jakie pierwsze wrażenia? Bo oczywiście czekam na ciąg dalszy.
Brawo za odwagę i umiejętność stanięcia w prawdzie i przyjęcia konsekwencji własnych wyborów. Pan Bóg jak widać Wam to wynagradza.
Owszem, możnaby dyskutować na temat celowości podtrzymywania kontaktu z klerykiem. Ale wydaje mi się, że na takiego chłopca, który jest pierwszy rok w seminarium, trzeba patrzeć, jak na kogoś, kto dopiero rozeznaje swoją drogę. Próbuje zestawić swoje wyobrażenia z realiami. Wielką mądrością Kościoła są praktyki, które klerycy mają w czasie formacji, bo wtedy mają okazję zmierzyć się z wyzwaniami i wymaganiami wynikającymi z wyboru kapłaństwa.
Jestem przekonana, że wielką łaską Bożą jest to, że spotkaliście się jeszcze przed ważnymi momentami drogi ku kapłaństwu. Jestem pełna podziwu dla Andrzeja za szczerość i uczciwość wobec rektora. Są takie chwile w życiu, gdy trzeba się opowiedzieć: albo, albo...
Z pewnością nie było łatwo zdystansować się względem języków ludzkich. Ale ludzie zawsze sobie znajdą temat. W mojej miejscowości, przed moim pójściem do zakonu (a to już 24 lata, Panasoniki mają jubileusz 15 lecia, a ja 20 lecia ślubów zakonnych) kilka osób wróciło i moi bliscy przeżywali lęk, czy mnie też to nie spotka.
Myśl podsumowująca pierwsze wrażenia- cieszę się Waszym szczęściem. Niech Bóg, który Was spotkał na drodze do Matki - nieustannie błogosławi. Oby takich pięknych i pełnych Boga rodzin było jak najwięcej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Małgosia
Pułkownik Operowy
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 727
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Konin
|
Wysłany: Śro 20:57, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Wow! Jagoda, wreszcie poznałam tę Waszą historię. Uwielbiam takie romantyczne opowieści, zwłaszcza że z happy endem
I podzielam całkowicie zdanie siostry Elżbiety - czas formacji jest po to, aby człowiek mógł rozeznawać, czy z całą odpowiedzialnością chce kroczyć właśnie tą drogą...
Czekam z niecierpliwością na męski punkt widzenia - w każdym razie - Andrzejku, jakiś sentyment do "umundurowania" Ci pozostał, czyż nie?!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
panasoniki
Moderator
Dołączył: 03 Cze 2007
Posty: 1587
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lidzbark Warm.
|
Wysłany: Śro 21:14, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Ale się nam wątek utworzył!!!
Andrzej właśnie smaży skwareczki z cebulką do gotowanych młodych ziemniaczków, a ja robię ogórkowy chłodnik- to taka nasza późna "trochę" kolacja, ale tak nas naszło jakoś...
Jak skończy, to na pewno zajmie stanowisko... przed komputerem i dopisze swoje "3 grosze"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jola
Marszałek Piotr Rubik
Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 1009
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Olsztyna
|
Wysłany: Śro 22:52, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Widzę, że nawet temat początków miłości Panasoników daje nam trochę do myślenia...
choć jak za pierwszym razem przeczytałam tą historię, to mnie z wrażenia "zatkało"... bo niesamowite są plany Boże...
...teraz czytając te wszelkie myśli poniżej, nasunęły mi się też pewne myśli... po pierwsze ja też moge podziwiać Jagodę za, nie wiem jak to nazwać, odwagę, siłę zmierzenia się jako kobieta z zarzutami, że wyciągnęła kleryka z seminarium... ja też dostrzegam takowe zachowanie ludzi, a jest to tym bardziej dziwne kiedy są to osoby czynnie uczestniczące w życiu Kościoła, a nawet księża - to zawsze ona jest winna... (a całkiem niedawno byłam tego światkiem)
...po drugie przypomniało mi się: ponieważ moi rodzice są w Domowym Kościele, kiedyś mieliśmy w zwyczaju w wakacje jeździć na wakacyjne rekolekcje m. in. do Stoczka Klasztornego (piękne miejsce, chciałabym je kiedyś odwiedzić...) I tam nami - dziećmi zajmowali się ciocie i wujkowie - studentki jak dobrze pamiętam jakiś pedagogicznych kierunków i klerycy... i po któryś rekolekcjach zdażyło się tak, że klerycy zaczęli odchodzić z seminarium, bo decydowali się że ich życie będzie w rodzinie... REKTOR przestraszył się i zastanawiał się czy nie zabronić klerykom na wyjazdy na rekolekcje dla rodzin... nie pamiętam, gdzie jak, dlaczego wywiązała się dyskusja, ale moja mama powiedziała takie zdanie: LEPIEJ, ŻE TERAZ w trakcie bycia w seminarium, decydują się "odejść", NIŻ MIELI BY TO ZROBIĆ PO ŚWIĘCENIACH... i wtedy zdano sobie sprawę, że nie żadko niektórzy klerycy mają złe doświadczenie rodziny, wyniesione z domu, że pójście do seminarium było swego rodzaju ucieczką... i kiedy na takich rekolekcjach widzą, że są rodziny które są "normalne" (nie patologiczne) mogą wtedy bardziej świadomie rozeznać swoje powołanie, podjąć decyzje co do swego dorosłego życia...
... i ogólnie mogę stwierdzić, że to przecież Pan Bóg przygotował dla nas plan... to On nas powołuje... i może gdyby Andrzej nie poszedł do seminarium Panasoniki by się nie poznali... a może zapominamy, że czasami Pan Bóg powołuje nas do tego byśmy podejmoiwali pewne zmiany, nawet radykalne... i tu przykładem są alumni: może właśnie Pan Bóg powołuje ich TYLKO NA KILKA LAT do seminarium by potem byli wspaniałymi MĘŻAMI... i nawet jeżeli teraz my kobiety zapieramy się, że my z klerykiem (byłym klerykiem) nie, to jednak też powinniśmy zostawić Panu Bogu miejsce na podejmowanie takich decyzji...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aleksandra E.D. Jaromin
Chorąży o Złotych Strunach (głosowych)
Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: stolica, jak dwie strony księżyca
|
Wysłany: Śro 22:53, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
no i co?
weszłam czytać ciąg nie dalszy a dopełniający opowieść, ale chyba się przedłużyła późna kolacja:)
trudno
dobrej nocy życzę wszystkim!!!!!
i mówię AMEN na błogosławieństwo księdza.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
panasoniki
Moderator
Dołączył: 03 Cze 2007
Posty: 1587
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lidzbark Warm.
|
Wysłany: Śro 23:32, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
O matko!
A teraz niby ja mam rozwinąć dalej ten wątek z męskiego punktu widzenia- łatwo nie będzie ale spróbuję.
Dzięki wszystkim za Wasze głosy w tym temacie!
I prawdę powiedziawszy to zamiłowanie do munduru odegrało tu ogromną rolę. Mówi się często "... za mundurem panny sznurem", a my zrobiliśmy z tego "... za sutanną panny bandą", itp, itd.
Ale nie o tym chcę pisać. Idąc za myślą Oli i s. Elżbiety- przyznaję że każdy z nas szuka swojej drogi, a w tym szukaniu przydaje się odwaga aby podejmować te najważniejsze decyzje naszego życia.
Do seminarium poszedłem, bo tak dyktowało mi serce, a ono mnie nigdy nie zawiodło, ponieważ zawsze wszystko starałem się przemodlić i pokładać we wszystkim ufność w Bogu.
Czas seminaryjny wspominam i często do niego wracam z sentymentem- piękna szkoła życia, a zarazem wspaniała formacja intelektualno-duchowa.
I w tym całym pięknie nie brakowało chwil zwątpienia, szukania odpowiedzi na pytania: "czy to na pewno to?", "a może założyć rodzinę?"...
Godziny w kaplicy przemyślane z Panem Bogiem, lek przed samotnością...
Często w tych ważnych momentach modliłem się Pismem Świętym- dla wielu z Was pewnie znany sposób, polegający na rozważaniu nurtujący problemu, następnie otwieraniu Pisma Świętego "na chybił trafił" i czytaniu tekstu. Następnie ponownym rozważaniu przeczytanego tekstu i ponownym otwarciu tekstu w Biblii "na chybił trafił" i rozważaniu go.
Dla mnie jest to piękny czas rozmowy z Bogiem- choć do tego rodzaju modlitwy trzeba się przygotować; wyciszyć i skupić.
W trakcie pielgrzymki do Częstochowy gdzieś na leśnym postoju ktoś poznaje mnie z jedną z idących sióstr (patrz. Jagoda) Taki epizod niby nic znaczący. Ja kleryk , Ona ze świata.
I ponownie spotykamy się jadąc w góry z grupą znajomych, tak jak byśmy jechali, aby być tam bliżej Boga i zobaczyć siebie na wzajem.
Tak prawdę powiedziawszy to tam się to wszystko zaczęło - uczucie! Choć tak skrycie schowane w sercu z lękiem przed ośmieszeniem, pełne niepewności co do (również nie okazywanych) uczuć z drugiej strony, rozpalało się wielkim ogniem prawdziwej a zarazem nieznanej miłości.
Czas w górach minął szybko i rozjechaliśmy się do swoich domów, każdy z nas z tą nieznaną rozpalającą się i samotną miłością, bez słowa każdy w swoją stronę. Był nawet taki moment gdzie każdy z nas czekał na list od drugiego- nie mając adresów.
Ja wysłałem list do Jagody na jakiś stary adres który doszedł tylko dlatego, iż listonosz znał jej tatę, który był nauczycielem.
Wtedy rozpocząłem II rok seminarium, a zarazem nowy rozdział poszukiwania drogi życia. Zaczęła się korespondencja listowna - którą Jagoda opisała w swoim poście.
Piękny czas pracy nad naszą miłością, a zarazem zbieranie siły na podjecie ważnych decyzji.
I znowu godziny spędzone w kaplicy, rozmowy z prorektorem i modlitwa Pismem Świętym, która stała się w pewien sposób przełomem- był to dla mnie silny znak od Boga. Wtedy tego dnia zrozumiałem że tak bardzo pragnę rodziny, bycia z drugą osobą.
Siedząc w kaplicy modliłem się Pismem Świętym i prosiłem Boga o dar światła - Co mam Zrobić ? Wielki dramat!
Wtedy otwieram pismo i zaczynam czytać;
Kor. 7 7-9
"Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, a drugi taki. Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć."
I wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło - Bogu niech będą dzięki! ALLELUJA!
I w tamtym czasie bardzo przydała się ODWAGA!
Trzeba było zmierzyć się z tym całym ogromem presji jaki na mnie spoczywał. Czułem się jak koń na wyścigach, na którego wszyscy postawili- i który musi wygrać.
W swoim mieście ja "byłem" już księdzem, moi rodzice, "byli" rodzicami księdza.
Ale Bóg dał siłę, aby to nas umocniło i stawiał i stawia na naszych drogach wspaniałych ludzi takich jak Wy wszyscy i dlatego jest łatwiej dźwigać to, co wydaje się nie do udźwignięcia...
A M E N!
Sorry, że Was tak zanudziłem, ale jakoś tyle wyszło, choć to i tak nie wszystko!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jola
Marszałek Piotr Rubik
Dołączył: 04 Maj 2009
Posty: 1009
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Olsztyna
|
Wysłany: Śro 23:49, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Mnie nie znudziłeś... Dzięki Andrzej, za to że to napisałeś...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
xgm
Miszcz-Dyrygent
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ... wziąć świętych? :)
|
Wysłany: Czw 6:32, 09 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Nie zdążyłem wieczorem... ale teraz nadrabiam
Niech Was Bóg błogosławi i strzeże +
Panasonikowa historia jest rzeczywiście piękna... ale jest też pełna błogosławieństwa Bożego - mam nieodparte wrażenie, że i tak nikt do końca nie pozna całej przestrzeni Waszej relacji z Bogiem i prowadzenia przez Najwyższego... dlatego cieszę się i błogosławię Pana za dar Jego Miłości, w której poprowadził Was aż do tego momentu
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
s. Samuela
Miszcz-Dyrygent
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 817
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Biskupiec
|
Wysłany: Czw 8:22, 09 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
AMENN!!!
Jak każdy z Was czytam z rozrzewnieniem Panasonikowe świadectwo i przypomina mi sie czas, kiedy pracowałam w referacie powołaniowym naszego Zgromadzenia. Ale nie o tym chcę pisać Jest piekny tekst, z którego korzystałam towarzysząc dziewczętom w rozeznawaniu powołania. Konferencja o. Tomka Kota - jednego z najwspanialszych jezuitów jakich znam. Przytoczę fragment:
"Rozeznając powołanie bardzo często zakładamy, bardziej lub mniej świadomie, że Bóg ma już gotowy, szczegółowy plan wobec nas i że oczekuje od nas byśmy go zrealizowali. Ten, kto właściwie rozpozna wolę Boga względem siebie i hojnie odpowie na wezwanie Boga, może liczyć na Jego błogosławieństwo, które uczyni życie udanym i szczęśliwym. Ten zaś kto nie odgadnie bożych planów, albo się będzie im opierał, będzie miał życie nieudane.
Niestety takie rozumienie powołania, powodowane nawet najlepszymi intencjami, kryje w sobie zupełnie niechrześcijański obraz Boga. Przedstawiając go nieco karykaturalnie, Pan Bóg, gdzieś w swojej tajnej kartotece, posiada ukryte akta każdego człowieka z zapisanym projektem jego życia. Do człowieka należy odgadywanie zawartości tej kartoteki. Jest to zadanie niezmiernie trudne, jeśli w ogóle możliwe, nie wspominając już o tym, że właściwie nie ma tu mowy o o wolności człowieka, tak bardzo podkreślanej w chrześcijaństwie."
i odsyłam do całości: [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
S. Edyta
Major vel M. Bajor
Dołączył: 24 Lis 2008
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bisztynek
|
Wysłany: Czw 9:06, 09 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Bardzo podobna w brzmieniu (korzystali z tych samych materiałów???) była jedna z konferencji o. Krzysztofa Ołdakowskiego na naszych rekolekcjch
Wane jest, byśmy odkrywali swoją własną drogę zrealizowania Bożego planu zbawienia każdego z nas i naszego powołania do świetości. To nie gotowiec do odczytania bez podpowiedzi, ale to rzeczywistość, którą sami w jakiś sposób tworzymy rozeznając i poszukując świateł w relacji z Bogiem .
W tym wszystkim mniej ważne jest gdzie i w jaki sposób, natomiast najważniejsze: być w relacji z Nim bo tak naprawdę to jest nasze powołanie i tylko tak możemy być szczęśliwi. Mówił o tym jż św. Augustyn w Wyznaniach: "...niespokojne jest serce ludzkie dopóki nie spocznie w Tobie" Ja oczywiście całego tego pięknego tekstu nie pamiętam, ale zainteresowani zapewne znajdą .
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|